Visa Bell - Slaskie Oblaty - Zurek - Cukierki - Schlesische Oblaten

Visa Bell - Slaskie Oblaty - Zurek - Cukierki - Schlesische Oblaten

Zacznijmy od najważniejszego. KOCHAMY ŚLĄSK. I z tej miłości powstało wszystko, czym się zajmujemy i czym chcemy się z Wami dzielić. Nieustannie poszukujemy smaków, które pamiętamy z dzieciństwa. Wędrujemy śladami naszych przodków. Sięgamy do prawdziwej, regionalnej kuchni, a inspirują nas babcie - nasze śląskie Omy, które zawsze miały coś do zmaszkecenia.

Od początku, czyli 2004 roku, skupiamy się na tym, co robiło się w naszej rodzinie od pokoleń: wypiekamy Oblaty. Tak, jak kiedyś - według tradycyjnej receptury i naturalnie.

Zależy nam, żebyśmy wszyscy wspomnieniami wrócili do czasów, kiedy można je było kupić na ulicach - świeżo upieczone, chrupiące, domowe. Z czasem w naszej ofercie pojawiały się kolejne produkty, ale idea pozostała ta sama: ma być smacznie, zdrowo i tradycyjnie.

Zapraszamy do nas, do świata pełnego śląskich symboli i smaków. Do miejsca, w którym nowoczesne rozwiązania przesiąknięte są duchem przeszłości. Wyruszcie z nami w podróż do kuchni naszych babć, spóbujcie tego, co mamy najlepsze. Pomaszkećcie z nami!

Śląskie Oblaty - Pamiętam, jakby to było wczoraj. Wakacje, piękny letni dzień, bardzo wczesny ranek. I babcia, mieszająca proste ciasto: woda, mąka i olej. Z namaszczeniem smarująca piękne żeliwne formy - jak sama mówiła, żelozka albo klyszcze - pszczelim woskiem. A potem dodająca sekretne składniki: cukier, mleko, wanilia, cynamon. Cały smak oblatów, zawarty w prostym przepisie. Każdy wafel wabiący zapachem, kruchy, delikatny. Pamiętam też wyprawy do centrum miasta, moją porcję oblatów "do sprzedania", niechęć, z jaką to robiłam i przedsiębiorczość babci, która każdego potrafiła zachęcić do zakupu. Pamiętam także tych, którzy wracali do nas codziennie - po znajomy, kuszący przysmak.

Śląskie Kopalnioki - Pamiętam, że dziadek, tata albo któryś z ich kolegów zawsze miał kilka cukierków w kieszeni. Nie byle jakich, ale tych dobrych - górniczych KOPALNIOKÓW. Czarnych jak węgiel, smakujących anyżem, miętą, dziurawcem i melisą. Bo takie maszkety dostawali na kopalni, żeby trochę osłodzić trudną pracę i dla poprawy samopoczucia. Choć, jak mówiła babcia, każda śląska kobieta wie, że kopalnioki miały przede wszystkim chronić gardła górników. Chłopy, ponoć, ziółek nie piją, ale jednego albo dwa bombony każdy zje. I my, dzieci, zawsze też kilka dostawaliśmy.

Śląskie Cukierki szkloki - Z czasów dzieciństwa pamiętam ogródek i rosnące w nim owoce, z których babcia potrafiła wyczarować różne przysmaki: ciasta, wina, soki i kompoty. Ciepłe letnie dni, wypełnione pięknymi zapachami, unoszącymi się z kuchni, smakiem dojrzałych owoców, jedzonych prosto z krzaka i beztroskimi zabawami to wspomnienia mojego dzieciństwa. Nasza starka umiała zrobić najlepsze maszkety. Do dziś jabłko, rabarbar czy śliwka kojarzą mi się z babciną kuchnią.

Śląski Żurek - Lubię obiady mojej babci. Ona wie, co mi smakuje. Najlepsze są rolady, a z zup, wiadomo, żur. Babcia robi go na kilka sposobów - może być postny albo bogatszy, z kiełbasą czy boczkiem. Tego lekko kwaskowatego, czosnkowego smaku nie da się z niczym pomylić. Jak to w tradycyjnym śląskim domu, u babci w kuchni stoi zakwas, żeby było z czego zrobić żur. Podobno ten prawdziwy musi być z dobrej mąki, czosnku i wody. I tylko taki sprawdzony, smaczny zakwas, zamienia zwykłą zupę w, najlepszy na świecie, żur mojej babci.